Przygody z pszczołami - Pszczoły

 Statystyki
Przejdź do treści

Przygody z pszczołami

Przygody początkujących pszczelarzy

Dziurawy ul

Co może robić na emeryturze oficer który przez całe swoje dorosłe życie ćwiczył się w tym by być posłusznym i innych do tego samego wdrażał?
Różnie to bywa - jedni cieszą się i spędzają czas na rybach często w towarzystwie innych kolegów - zawsze to daleko od żony i coś można wypić. Inni próbują realizować swoje dziecięce marzenia a to poświęcając się jakiemuś hobby a to kupując dom poza miastem. Ciekawe są takie powroty do natury - zderzenie marzeń i rzeczywistości bywa wtedy czasami brutalne, czasami śmieszne.
Wielu z nich - tych emerytów co to ich pociągnęła natura bierze się bez przygotowania za hodowlę pszczół bo to i zajęcie ciekawe i miód będzie własny a jak się postawi dużą pasiekę to do emerytury można coś dołożyć. Nie wiedzą, że pszczoły to dobre dla saperów - to taki materiał wybuchowy który nieumiejętnie obsługiwany może biedy narobić. Trzeba wielu lat praktyki, dużej spostrzegawczości i cierpliwości aby poznać zwyczaje i wymagania pszczół - same podręczniki to mało.
Zdjęcie - narodziny pszczoły

Jeden z takich nowo wyzwolonych z munduru oficerów kupił działkę na wsi, daleko od ludzi ale blisko PGR-owskich pól na których akurat bobik posiano. Kupił też kilka starych warszawskich uli z pszczołami. Po trzech czy czterech tygodniach dzwoni do poprzedniego właściciela pszczół z pretensją:
"Coś ty mi sprzedał, ule dziurawe, miód z pomiędzy nóg uli wycieka!"
Tak od razu to ten sprzedający nie mógł przyjechać ale w niedzielę była ładna pogoda więc jedzie zobaczyć co też się wydarzyło.
Rzeczywiście, patrzy a między nogami uli zwisają plastry wypełnione miodem. W ulach pod daszkami, też pszczoły wybudowały plastry i też są one pełne miodu, w gniazdach ledwo co czerwiu bo wszystko zalane miodem. Jednym słowem - pszczoły nie miały już gdzie gromadzić nadmiaru miodu i budowały plastry gdzie popadnie.
Uradowani panowie wzięli się do wirowania miodu - wyszło ponad 30 litrów miodu z każdego ula!
Zwiedzieli się pszczelarze i w następnym roku kto mógł przywiózł swoje pszczoły.
I co?
Ano, nic - pszczołom ledwo starczyło na przeżycie a dla pszczelarzy była przykra nauczka. Jeśli pszczoły w ulu zużywają na swoje potrzeby w ciągu roku około 100 kg miodu to okolica musi dawać co najmniej 100 kg razy liczba rodzin pszczelich i tam gdzie pięć uli się nie tylko wyżywi a i dla pszczelarza coś ma zostać wcale nie oznacza, że wyżywi się na tym samym terenie pięćdziesiąt uli.
©2002 SJS


Pasieka

Dość często spotykałem się z sytuacją gdy wraz z uzyskaniem uprawnień emerytalnych gwałtownie wzrastały ciągoty do zamieszkania poza miastem czyli tam gdzie sielsko, anielsko, zielono i przestrzeni dużo.

Jeden z takich świeżo upieczonych emerytów kupił gospodarstwo rolne wraz z całym a oddalonym od wsi siedliskiem. Pieniędzy starczyło także na zakup pasieki.

„Pszczoły przed domem, będzie miód to i do emerytury będzie co dołożyć, a tereny ponoć miododajne” - tak rozumował świeżo upieczony pszczelarz.

Miód to jest wtedy gdy okolica miododajna, rodziny pszczele są dobrze prowadzone a i pszczelarz wie co i kiedy można, czego się nie robi i i od jakich czynników zależą podejmowane działania w pasiece. Wiedza podręcznikowa to za mało by prowadzić towarową, składająca się z prawie 40 uli pasiekę a źle prowadzona pasieka to nie tylko małe zbiory miodu – to także zagrożenie dla pszczelarza a czasami i dla okolicy.

W odległości prawie 100 metrów od tej pasieki była droga którą chłopi jeździli na swoje pola. Były to czasy kiedy tylko część rolników przesiadła się na ciągniki ale większość nadal korzystała z koni. Koń jest duży i silny ale jest bardzo wrażliwy na jad pszczeli. Ponoć pies więcej jest w stanie użądleń wytrzymać niż koń. Na domiar złego koński pot drażni pszczoły co może się dla konia źle skończyć.

Pszczoły jeszcze pięćdziesiąt, siedemdziesiąt lat temu – żyjące dziko w dziupli mogły spokojnie całymi latami żyć bez ingerencji człowieka. Zdarzały się przypadki gdy w powalonym przez wichurę drzewie w którym od pokoleń gnieździły się pszczoły znajdowano w zasklepionych plastrach nawet 200 kg miodu! Dawne to czasy ale i pożytki pszczele wtedy były inne.
Ile dziś kilometrów trzeba przyjechać aby zobaczyć kwitnącą grykę, koniczynę, wrzos, rzepak, seradelę, łubin, facelię czy nawet len? Bo żytko, ziemniaki to prawie wszędzie jest uprawiane – tylko pszczoły niczego z nich nie przyniosą!
Jak już tak głębokie zmiany zaszły w strukturze zasiewów to i z pasieką nie można stać w jednym miejscu tylko trzeba przewozić ule na kolejne pożytki bo nie tylko miodu nie będzie ale i pszczołom do roju różne pomysły mogą przychodzić nie całkiem ciekawe. Piszę nie do głowy ale do roju ponieważ to rój trzeba traktować tak jak jeden organizm tylko składający się z tysięcy osobników których zakres prac wykonywanych w roju i dla roju jest ściśle związany z wiekiem pszczoły.
Wiosną najczęściej pożytki są na tyle bogate, że w dobrym miejscy stojąca pasieka np. blisko rzeki czy lasu daje po kilka kilogramów miody z ula. Kłopoty zaczynają się tak od Jana jak wraz z koszonymi łąkami gwałtownie znikają pożytki. Rodziny pszczele są wtedy skłonne do rójek, bywają złośliwe i skłonne do rabunków. Trzeba dużej wiedzy aby wyczuwać co się dzieje w pasiece i umieć zapobiegać i przeciwdziałać negatywnym skutkom gwałtownej zmiany w przyrodzie.
Pasieka zachowuje się jak jedna społeczność, alarm w jednej rodzinie jest zauważany w pozostałych i jeśli przyczyna alarmu nie ustępuje to mamy do czynienia z kilkuset tysiącami pszczół które są skłonne do natychmiastowego żądlenia czegoś co się rusza, jest owłosione, pachnie strachem a jeszcze jak biega i krzyczy to już pożądlenia są murowane. Dla zwierząt które nie mogą uciec stanowi to śmiertelne zagrożenie, dla ludzi zwłaszcza jeśli są uczuleni na jad pszczeli – też.
Pszczoły sygnalizują na wiele sposobów stan w jakim znajduje się ul. Nie trzeba nawet do ula zaglądać aby zorientować się czy mają pokarm, czy gniazdo nie jest za duże lub zbyt małe, czy były wcześniej niepokojone lub szykują się do rójki. Obserwacja wylotka – czyli drzwi do ula, sposób siadania pszczół na deseczce wylotka, chodzenie po ściance ula, sposób wentylowania, reagowanie roju na delikatne stukniecie w ul daje pszczelarzowi prawie pełny obraz stanu rodziny pszczelej. Pszczelarzowi - a dla początkującego pszczelarza to tylko nic nie znaczące znaki dlatego temu naszemu emerytowi zdarzyło się otworzyć w taki bezpożytkowy czas ul. w którym pszczoły szykowały się do rójki. To co po otwarciu ula nastąpiło było nie do opanowania. Pszczoły żądląc rzuciły się na intruza – ten zamiast natychmiast zsunąć ramki i zamknąć ul uciekł pozostawiając pasiekę swojemu losowi. Pszczoły z innych uli rzuciły się na otwarty ul aby wyrabować miód , rabowane broniąc swojego zagryzały rabuśników lecz ci pchali się od strony pozostawionych rozsuniętych przez pszczelarza ramek. Pszczoły o normalnej sile są w stanie obronić swoje zapasy jeśli pilnują ul tylko od strony wylotka – jeśli ul jest otwarty od strony ramek – są bezradne. Po niecałej pół godzinie pozostawiona rodzina pszczela była wyrabowana, przed ulem, na ziemi poruszały się jeszcze pszczoły konające po nierównej walce ale cała pasieka się wściekła i okolica dotychczas bezpieczna, bezpieczną być przestała.
W taki czas na łąkę po siano jechał chłop, jechał na wozie ciągniętym przez konia. Już pierwsze użądlenia spowodowały że koń przestał być sterowalny. Oszalały zawrócił do domu gubiąc najpierw gospodarza a na kolejnych dołach, zakrętach i kamieniach przydrożnych po pozostawiał kolejne, coraz słabiej trzymające się czym bliżej domu części furmanki.
Koń ledwo przeżył, chłop zadowolony to on nie był oj nie a i pszczelarz nie miał powodów do radości. Kto to mógł przewidzieć?
Po tym wydarzeniu pasieka uzłośliwiła się tak, że nawet pszczelarz był pędzany przez czatujące na niego już na ścieżce do pasieki pszczoły. Ki diabeł? Każda próba zbliżenia się do pasieki kończyła się atakiem pszczół. Nawet przy domu przestało być bezpiecznie a tak się ładnie zapowiadało.
Co z tym zrobić?
Nie ma rady - trzeba pomocy pszczelarza, prawdziwego pszczelarza.
Wezwano takiego pszczelarza - przyjechał, idzie do pasieki a tu pszczoły atakują nie tylko po głowie, rękach ale nawet po skarpetkach! Niedobrze, trzeba inaczej. Jeśli czatują na tej ścieżce do pasieki to może zapamiętały skąd przychodził ten co im w ulach bez sensu grzebał? Rzeczywiście, pszczoły nie atakowały jeśli szło się do pasieki od strony pól. Przy pierwszym podejściu dało się nawet zrobić porządek z kilkoma ulami które były porozgrzebywane i źle zabezpieczone. Za drugim podejściem już nawet dało się zajrzeć do jednego z uli lecz pszczoły były bardzo drażliwe i byle co powodowało atak.
Rasa taka złośliwa?
We wszystkich ulach?
Niemożliwe, coś je musi dodatkowo oprócz właściciela i pogody drażnić.
Ale co?
W pasiece był nieprzyjemny zapach.
Co może być przyczyną?
Zataczając coraz większe kręgi od pasieki wezwany na ratunek pszczelarz znalazł w końcu przyczynę smrodu – w miedzy leżał martwy pies -prawdopodobnie wcześniej zagryziony przez pszczoły.
Padlinę zakopano i już następnego dnia można było spokojnie przejrzeć dokładnie ule. Po wypraniu ubrań pszczelarza amatora /te same ubierał do pasieki i do grzebania w samochodzie/, usunięciu resztek wełny z próchna a pszczoły nie znoszą palonej wełny, które było używane jako paliwo do podkurzacza pasieka nie tylko przestała być zagrożeniem dla okolicy ale w pogodny czas można było się po niej poruszać bez kapelusza i specjalnego ubrania.
Gorąco namawiam do hodowli pszczół jednak przynajmniej na początek pod okiem doświadczonego pszczelarza.   
Stefan Jerzy Siudalski

Liczniki
Wróć do spisu treści